Złocisty bimber i gorąca herbata — dwa różne światy
Jest piątek wieczór. Syn już w łóżku, smacznie śpi w swoim pokoju. Córka kąpie się i też zaraz idzie do łóżka. Na stole obok laptopa paruje kubek z gorącą herbatą. Herbata roztacza przyjemny, cytrusowo-imbirowy aromat. Recepturę poznałem na wyjeździe w góry. Lokalna restauracja podawała ją jako swój specjał. Od tamtego momentu żona zaopatrza nas we wszystkie potrzebne składniki, a ja pełnię rolę „domowego zaparzacza”.
Madzia, moja małżonka, leży na łóżku pod kocem i czyta jakąś książkę. Ogólnie — sielanka. Na dworze zimno, a w domu czuć ciepło domowego ogniska. Weekendy mijają spokojnie, razem, w naszym małym gronie. Ja od około czterech lat jestem obecny ciałem i duchem.
Kiedyś moje weekendy wyglądały inaczej. Byłem nieobecny — duchem i ciałem. Czekałem tylko na wieczór, aż dzieci pójdą spać, a ja będę mógł się upodlić i znieczulić kilkoma szklankami wódki, whisky lub wysokoprocentowego bimbru o złocistym kolorze, nalewanego prosto z pięciolitrowego antałka. Zawsze piłem ze szklanek i nigdy nie rozcieńczałem alkoholu wodą, Coca-Colą czy innym ustrojstwem. Czyste — drapało, piekło, rozgrzewało, a ja to uwielbiałem. Smak alkoholu, jaki by to rodzaj nie był, smakował zawsze tak samo, czyli bardzo dobrze. Praktycznie nigdy nie chorowałem na drugi dzień, więc pojęcie „kac” omijało mnie z daleka.
W dalszej części wieczoru zaczynałem maraton pijackiego bełkotu. Gdy oglądaliśmy jakiś film, zawsze podkładałem głosy za aktorów i śmiałem się sam z siebie. Nie muszę dodawać, że nie było to ani trochę śmieszne, a zażenowanie mojej żony malowało się na jej pięknej twarzy. Często byłem chętny na amory wieczorne i jakie było moje zdziwienie, gdy byłem odprawiany z kwitkiem. Gdybym mógł zobaczyć siebie z boku i poczuć zapach, który wydobywał się z moich ust, zapewne sam nie chciałbym mieć ze sobą nic wspólnego. Ogólnie widok podchmielonego mężczyzny, który myśli, że jest zabawny i seksowny, dziś budzi uśmiech na mojej buzi. Taki żenujący uśmiech, żeby była jasność.
To tyle z przeszłości.
Dziś weekendy wyglądają inaczej. Jestem trzeźwy i obecny. Spędzam czas z żoną i dziećmi na 100%. Bawimy się i wygłupiamy. A gdy jest ładna pogoda, robimy małe wypady za miasto. Robimy wiele rzeczy razem, a ja czuję, że w końcu jestem z nimi tu i teraz. Czerpię z tego ogromną przyjemność i satysfakcję. Wiem, że byłem bliski powielenia drogi mojego ojca, który emocjonalnie nigdy nie zaangażował się w nasze wychowanie. Utopił nas i swoje życie w kieliszku wódki.
Kiedy patrzę w oczy mojej pierworodnej córki i widzę w nich bezwarunkową miłość i oddanie mojej osobie, wiem, że moja trzeźwość była jak wygrana w Totolotka. Tyle że u mnie nie był to przypadek, a świadoma decyzja. Dziś wiem, że przyszłość mojej córki i to, jakiego będzie miała prawdopodobnie męża, zależy w dużej mierze ode mnie. Wzorzec, jaki będzie miała w domu, patrząc na mnie i na to, jak traktuję jej mamę, będzie odniesieniem w jej dorosłym życiu. Czy w jej relacji będzie szacunek, miłość i przede wszystkim spokój? Chcę wierzyć, że tak będzie.
Z charakteru jest bardzo podobna do mnie — uparta, ambitna, wrażliwa i myślę, że odporna na przeciwności losu. Dlatego jestem o nią spokojny. Wiem, że poradzi sobie w dorosłym życiu. Łączy nas niesamowita więź. Jestem jej tatusiem na zawsze. Ona wie, że może mi zaufać i powiedzieć o wszystkim. Nie ma tematów tabu. Zresztą u mnie w domu też tak było. Przed mamą nie musiałem nic ukrywać. Jak sam nie powiedziałem, to wygadał to któryś z moich braci. Oczywiście ze wzajemnością.
Syn jest zupełnie inny. Jest bardzo wrażliwy i delikatny. Ma wyczulone antenki na ludzką krzywdę i niesprawiedliwości tego świata. Nieraz potrafi zadać takie pytanie, że sam mam problem z udzieleniem sensownej odpowiedzi. Ten 6-letni chłopiec skradł mi serce. Jego kruchość i delikatność są rozbrajające. Choroba, z którą przyszedł na świat, jest tak rzadka i wyjątkowa jak on cały. Medycyna nie zna za dużo takich przypadków, a ja nie znam drugiego tak wyjątkowego człowieka.
Cieszę się, że już jako trzeźwy mam zaszczyt brać czynny udział w jego wychowaniu. Być dla niego przykładem — tak, by on kiedyś w przyszłości nie musiał powielać tych samych błędów co ja.
Dziś wiem, że każdy dzień trzeźwości jest darem — dla mnie i dla mojej rodziny. Jeśli mogłem to zmienić ja, to może to zmienić każdy, kto naprawdę chce wrócić do siebie.
🙌 Podobał Ci się ten wpis? Nie przegap kolejnych – dołącz do Załogi Powrotu do Trzeźwości.
📩 Zapisz się na powiadomienia
Komentarze
Prześlij komentarz