Pomoc!!!


 

Refleksja na dziś

Ostatnio natrafiłem na cytat, który długo we mnie pracował. Dopiero po czasie zrozumiałem jego sens. Brzmiał on mniej więcej tak:

„Prosiłem o siłę — a Bóg dał mi trudności, bym się wzmocnił.
Prosiłem o mądrość — a Bóg dał mi problemy do rozwiązania.
Prosiłem o odwagę — a Bóg dał mi niebezpieczeństwa, bym je pokonał.
Prosiłem o miłość — a Bóg postawił na mojej drodze potrzebujących ludzi.
Moje modlitwy zostały wysłuchane.”

Kiedy to czytam, mam przed oczami morze. Nie uczysz się żeglować na spokojnej tafli wody. Prawdziwego charakteru nabierasz wtedy, gdy przychodzi sztorm, gdy wiatr łamie maszty, a fale zalewają pokład. Wtedy dopiero odkrywasz, czy masz w sobie odwagę, mądrość i siłę, o które modliłeś się wcześniej.

Dlatego nigdy nie ma idealnego momentu, by zacząć. Zawsze pojawią się przeszkody. Ale to właśnie dzięki nim stajemy się bardziej odporni, obyci, sprytni i silniejsi.

I tu dotykam sprawy bardzo trudnej, bolesnej, a zarazem niezwykle ważnej.
Pomoc.

Bo czyż religia, moralność, zwykła ludzka przyzwoitość nie nakazuje nam pomagać słabszym? Oczywiście. Ale pomoc nie zawsze oznacza ratunek. Szczególnie w świecie uzależnienia.

Osoba uzależniona od alkoholu najczęściej myśli tylko o jednym — żeby się napić. Jeśli rodzina czy bliscy z litości spłacają długi, usprawiedliwiają w pracy, sprzątają po libacjach, zawożą i przywożą z meliny — to nie jest pomoc. To utrwalanie choroby. To podawanie wiadra wody komuś, kto już tonie — zamiast rzucenia koła ratunkowego.

Wiem, że z perspektywy rodzica brzmi to jak okrucieństwo. Jak to? Mam odwrócić się od własnego dziecka? A jednak dopóki osoba uzależniona nie podejmie decyzji o zmianie, dopóki sama nie powie „dość” — nikt i nic nie jest w stanie jej uratować. Nawet najgorętsza miłość, nawet modlitwa.

Dlatego w tak chorej relacji najważniejsze jest zadbanie o siebie. O własne zdrowie, spokój, bezpieczeństwo. Szukanie wsparcia wśród grup współuzależnionych, u psychoterapeutów, u ludzi, którzy już przeszli tę drogę. Bo jeśli sami pójdziemy na dno, nie uratujemy nikogo.

A duchowo? Wierzę, że Bóg nie daje nam cierpienia po to, by nas złamać, lecz żebyśmy mogli odkryć siłę, która już w nas jest. Tak samo pomoc bliźniemu nie polega na tym, by dźwigać go całe życie na własnych barkach. Prawdziwa pomoc to towarzyszenie w drodze do momentu, kiedy on sam nauczy się chodzić.

Dlatego dziś zostawiam Was z jedną myślą:
Pomagać warto zawsze — ale mądrze. Nie tak, by umniejszać cudzą siłę, ale tak, by ona w końcu mogła się narodzić.

Komentarze

Popularne posty