Umiar którego nie ma
Dziś w swoim codzienniku zapisałem taką myśl.
W pierwszej kolejności wyraziłem wdzięczność za dobre zdrowie – to psychiczne i fizyczne, moje i moich bliskich. Za życie spokojne, w zgodzie z własnym wnętrzem. Za to, że zatrzymałem proces, w którym karmiłem swój mózg negatywnymi myślami.
Kiedyś moja głowa pracowała bez przerwy – jak karuzela. Myśli kręciły się raz wolniej, raz szybciej. Od tego stanu zależał mój poziom zdenerwowania. W zależności od sytuacji potrafiłem krzyczeć i drzeć się z byle powodu. Wiecznie nakręcony, nabuzowany. Tłumaczyłem to sobie, że „taki po prostu jestem” i nic tego nie potrafi zmienić.
Oczywiście odbijało się to na wszystkich, szczególnie na moich najbliższych. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że mam problem z emocjami – że nie wiem, jak je przeżywać, jak sobie z nimi radzić. Dotychczas regulowane były używkami. Zawsze, gdy byłem zły lub szczęśliwy, znajdował się powód, by się napić.
W naszej kulturze do picia zawsze jest okazja. Urodziny cioci, wesele, imieniny, a nawet pogrzeb. Powód jest mało ważny – zmienia się tylko intencja. Upijanie się może być na wesoło albo na smutno, jak na przykład podczas stypy. Stało się to wręcz tradycją, przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
Dziś, w czasach gdy coraz lepiej rozumiemy, jakie są negatywne skutki picia alkoholu i jak wielkie szkody – zdrowotne i moralne – potrafi wyrządzić, trudno nie czuć niepokoju. Bo jeśli spojrzymy szerzej, obejmując nie tylko osoby uzależnione, ale też współuzależnione, to skala tego zjawiska jest przerażająca.
A jednak alkohol w świadomości naszego narodu wciąż jest czymś „dla ludzi”, czymś normalnym. Nie widzi się w tym nic złego, tłumacząc, że „trzeba mieć umiar” i że „wszystko jest dla ludzi”. Niestety prawda jest taka, że miliony ludzi na całym świecie tego umiaru nie mają.
Przemysł monopolowy zarabia, przemysł farmaceutyczny zarabia – bo w konsekwencji spożywania alkoholu w końcu zachorujemy i trzeba będzie się leczyć. Można odnieść wrażenie, że system od pokoleń miał na celu rozpijać naród.
Dziś świadomość ludzi wzrosła. Wprowadza się różne ograniczenia, jak zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych, ale czy to coś zmieni? Jeśli ktoś ma się upić przed 23:00, to zrobi to wcześniej – taki zakaz niczego nie rozwiązuje.
Zamiast tego trzeba kłaść większy nacisk na uświadamianie, szczególnie młodzieży w szkołach, czym naprawdę jest alkohol i jakie niesie skutki. Bo pozytywnych skutków po prostu nie ma.
Ktoś, kto zmierzył się – jak ja – z chorobą alkoholową, wie, o czym mówię. Alkohol pomału odbiera nam to, co ważne i najbliższe: zdrowie, pracę, a w konsekwencji rodzinę. Zabiera też największą wartość – życie. Życie, które moglibyśmy przeżyć w piękny i kolorowy sposób, nie niszcząc tego, co najważniejsze i najpiękniejsze.
🙌 Podobał Ci się ten wpis? Nie przegap kolejnych – dołącz do Załogi Powrotu do Trzeźwości.
📩 Zapisz się na powiadomienia
Komentarze
Prześlij komentarz