Dziś, gdy zadzwonił budzik, pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to:
„Odpuszczę sobie, jestem zmęczony.” Druga myśl: „Nie, to raczej lenistwo, a nie zmęczenie.”
I tak przez chwilę toczyła się we mnie walka — iść czy nie iść na trening?
Dziś wygrała dyscyplina. Wstałem, zaścieliłem łóżko, opłukałem się zimną wodą i byłem gotowy do rozpoczęcia dnia. Wiem, że gdybym odpuścił, później miałbym do siebie żal. I tak właśnie często bywa w życiu — odpuszczamy z lenistwa albo wygody.
Nie chce mi się iść na spacer, nie chce mi się zrobić tego czy tamtego, dziś sobie odpuszczę mityng…
A każde takie „nie chce mi się”, albo jak mawiał mój ojciec — „morgen” (z niemieckiego: jutro) — podkopuje naszą wiarę w siebie i w swoje możliwości.
I tak mnożą się te wszystkie „jutra”: od jutra nie palę, od jutra nie piję… aż w ciągu roku robi się z tego pokaźna lista niespełnionych obietnic.
Prawda jest prosta — jedyny dzień, w którym możemy coś zrobić, to dzisiaj.
„Wczoraj” już nie wróci, a „jutro” może nigdy nie nadejść.
Liczy się tylko najbliższe 24 godziny.
Dlatego każdego poranka siadam z kubkiem kawy i swoim codziennikiem, by zaplanować dzień. Wyznaczam zadania i cele na te 24 godziny. To daje mi poczucie kontroli, spokój i porządek w głowie. Nie ma chaosu, niepotrzebnych myśli, nie ma zamętu — jest harmonia.
Z własnego doświadczenia wiem, że dopóki żyłem bez planu dnia, byłem wiecznie zestresowany, nerwowy, krzykliwy. Życie „na freestyle’u” miotało mną z kąta w kąt.
Kiedy zacząłem zmieniać swój hulaszczy tryb życia na trzeźwy, sięgnąłem po książki o rozwoju osobistym — i niemal w każdej z nich powtarza się ta sama rada: miej jasno określone cele — krótkoterminowe, średnie i długoterminowe.
Na początku mojej drogi wystarczył mi plan na 24 godziny.
Z czasem, im dalej w trzeźwości, tych planów i celów pojawia się coraz więcej.
💬 A Ty? Jak zaczynasz swój dzień? Co pomaga Ci nie odkładać życia „na jutro”?
Podziel się w komentarzu — może Twoje doświadczenie pomoże komuś innemu 💪
Komentarze
Prześlij komentarz